Od jakiegoś czasu w naszej księgarni dostępna jest nowość od Aleksandry Tyl – „Zgodne małżeństwo”. Tym razem autorka popularnych powieści obyczajowych, zaskoczyła swoich czytelników pisząc komedię antyromatyczną. Taka odmiana okazała się bardzo trafiona, a tytuł zdobywa mnóstwo pozytywnych recenzji. Jeśli wahacie się jeszcze przed jego zakupem, to może przekona Was jeden z fragmentów książki.
W windzie jeszcze raz zaczęła oglądać naklejki. Grafika była skromna i nie do końca odpowiadała wyobrażeniom. Trudno było określić, co dokładnie przedstawia. Palec wskazujący wymierzony w odbiorcę, a na nim coś, co miało być wszą, ale wyglądało jak muszka owocówka. Napis jednak rzucał się w oczy. „Ślepa gnida”.
– Pięknie – westchnęła z zadowoleniem Joanna. Pomyślała, że z przyjemnością nakleiłaby taką nalepkę na drzwi nowej sąsiadki, lafiryndy, chodzącej z psem. Nie wiedziała jednak, gdzie lafirynda mieszka.
I nagle coś ją tknęło. Coś zaświtało. Ledwie ulotna myśl, ale rozlewająca po ciele przyjemne ciepło.
Winda stanęła i drzwi się otworzyły. Joanna jednak nie wyszła. Owładnięta przyjemnym uczuciem, nacisnęła przycisk siódmego piętra. Serce zabiło jej mocniej. Kapsel był zdziwiony, że nie wyszli. Spojrzał na panią, przechylając zabawnie głowę, i zaszczekał.
– Cichutko, piesku – nakazała Joanna, gdy winda stanęła, a drzwi rozsunęły się z nieznacznym szelestem. – Wychodzimy – szepnęła, pociągając lekko za smycz.
Ręka trochę jej drżała, gdy stojąc pod drzwiami Wiśniewskiej, odklejała papierek z naklejki. Kiedy jednak przyklejała nalepkę, dłoń pracowała już pewnie. Ślepa gnida na drzwiach sąsiadki prezentowała się doskonale. Joanna, dumna z wyczynu, uśmiechnęła się pod nosem. Po cichu, stąpając niemal na paluszkach, zeszła piętro niżej, ciągnąc za sobą psa.
Zawahała się przez chwilę, po czym nakleiła napis także na drzwiach Dagmary, niech ma! A potem weszła trzy piętra wyżej i nakleiła jeszcze Eli. Tej też się należy.
Potem poszło już sprawniej. Grubiński. Ten palant, który zostawia worek ze śmieciami pod kontenerem zamiast go wrzucić do środka. Kalinowscy, którzy zawsze chodzą z nosami na kwintę, oboje, nie odpowiadając nawet na „dzień dobry”. Karolina Kopeć, pieśniarka (dobre sobie!), wyjec zwykły, który nie rozumie, że inni niekoniecznie mają ochotę jej słuchać. Bagnocik, Wiesiek, który nie pojmuje, że w niedzielę nie powinno się tłuc młotkiem ani wiercić w ścianach. I jeszcze Michalakowie. Przyjemni, uśmiechnięci. A jednak wcale nie tacy przyjaźni, jakby się wydawało. Joanna przypomniała sobie, jak kilka lat temu wykłócali się na zebraniach wspólnoty, że z wózkowni powinni móc korzystać tylko rodzice dzieci jeżdżących wózkami, a nie ci, którzy chcą zostawiać tam rowery. Gnidy. Przez nich Kasia musiała męczyć się i wnosić rower po schodach, bo w windzie się nie mieścił. A, i jeszcze Kubracka. Też gnida. Raz zrobiła Joannie awanturę o kałużę w windzie. To było wtedy, gdy Kapsel był mały. Joanna nie miała przy sobie chusteczek. A Kubracka, gnida, zamiast wyrozumiałością, wykazała się werbalną agresją.
Naklejek ubywało. Osiem pięter, po trzy mieszkania na każdym. W całej klatce sporo było gnid. Ale satysfakcja warta była biegania po schodach, nawet gdy między nogami kręcił się oszołomiony specyficznym spacerem pies.